niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział 1

Z góry przepraszam za nieobecność! Bylam na obozie konnym , a jak wróciłam wyjechałam do Chorwacji. Miłego czytania :)
-------------------------------
Weszłam do pokoju Gwen. Ona skakała po pokoju machając łepetyną na wszystkie strony.

cuś w tym stylu ;_;
-Cooo ty odwalasz? - spytałam.
-Su .. szę... wło sy! - wystękała pomiędzy jednym machnięciem a drugim.
-Po co?
Gwen przestała skakać i stanęła.
-Bo nie chce mi się suszyć suszarką. Chociaż chyba są suche już - przejechała dłonią po czuprynie. - Tak, już suche. To je rozczeszę i idziemy!


* * *

Podczas gdy Gwen szlajała się po sklepach z ciuchami, ja siedziałam na ławeczce obok fontanny i jadłam ciastko. Na koncert postanowiłam pójść w tym:

Tylko że bez bejsbolówki i naszyjnika. Kocham miętowy kolor i miętowopodobne kolory.
Po chwili z jakiegoś sklepu wyłoniła się Gwen. Miała ze sobą 10 torebek. Podeszła do mnie i klapła na ławkę.
-Uh... zamierzasz iść w tych wszystkich ubraniach z tych toreb jednocześnie? - spytałam.
-Nie. Pójdę... w tym! - pokazała mi taką sukienkę i takie buty.
-Fajnie - skomentowałam i wyrzuciłam do kosza papierek z ciastka. Wstałam z ławki i ruszyłam w stronę drzwi. Za mną podreptała Gwen. Nagle usłyszałam jej głos.
-Oj, przepraszam! - odwróciłam się i zobaczyłam Gwen z jakąś dziewczyną.
-Przepraszam! - powtórzyła czerwonowłosa.
-Nic się nie stało - powiedziała dziewczyna. - a tak w ogóle to Grace jestem.
-Gwendolyn - powiedziała Gwen. Spojrzała na mnie. - A to Holly. Moja przyjaciółka.
-Cześć - przywitałam się. - A co się właściwie stało?
-No... - zawahała się Gwen. - wpadłam na nią. Ale z 10 torbami nie jest łatwo!
-A. Właśnie. Podnieś tą sukienkę bo jeszcze ktoś ją podepta. Albo ukradnie.
Gwen szybko podniosła sukienkę i otrzepała z brudu.
-One Direction? - spytała Grace unosząc brew.
-Ta... a co? Znasz ich? - spytała czerwonowłosa.
-No pewnie! Mój ulubiony zespół - powiedziała Grace. - Wiecie że mają jutro koncert?
-A będziesz? My tez idziemy.
-Pewnie! Dobra, muszę lecieć. Może się spotkamy. Cześć! - i już jej nie było.
-Widzę że szybko zawierasz nowe znajomości. Dzisiaj poznałaś Grace - zaczęłam jej wyliczać. - a wczoraj spotkałyśmy całkiem miłego Hiszpana.
Gwen spiorunowała mnie wzrokiem.
-To nie moja wina że nie zamknął drzwi na klucz - powiedziała.
-Nie. Pewnie że nie - powiedziałam rozbawiona. - A teraz zabieraj te graty i idź do samochodu zanim wystawię ci rachunek za dojazd - dodałam złowrogo. Ani się obejrzałam Gwen truchtała z torbami do mojego samochodu. Wstałam z ławki i poszłam za nią.
------------------------------------------
Nie podoba mi się . Prolog był lepszy. Ale dupa.

Prolog

Nieraz zastanawiałam się czy tylko ja mam tak, że w dni robocze nie mogę wstać na 8 by zdążyć do szkoły a w weekend wstaje o 6. W wakacje wstaje o 8 by zdążyć na ,,Malanowskiego i partnerów".

Tym razem wstałam o 10. Uznałam że nie ma sensu oglądać ostatnich 40 minut Malanowskiego, zatem wyciągnęłam walizkę i zaczęłam pakować ciuchy.

Niedobrze mi się robiło na myśl że już jutro lecę do Londynu. Zawsze bałam się samolotów, kiedy to miałam może 4 lata, mama dawała mi do jedzenia ohydną papkę. Nie chciałam jeść, więc mama mówiła: Leci samolocik! a łyżeczką udając samolocik trafiała do mych ust. Jako że papka była niedobra, zwróciłam ją. Od tamtej pory samolot kojarzy mi się z wymiotami. Wiem, dziwne.

Pocieszałam się myślą że nie lecę sama, lecz z moją najlepszą przyjaciółką od przedszkola Gwendolyn. W razie czego narzygam na nią.


Cztery, z trudem domykające się walizki położyłam obok drzwi. Za godzinę miała przyjść do mnie Gwen. Wiedziałam jednak że zawsze przychodzi wcześniej. Rzeczywiście, zjawiła się za 10 minut. Gwendolyn miała u mnie przenocować, a potem pojechać na lotnisko i do Londynu.

Słysząc dzwonek do drzwi odłożyłam kosmetyczkę i poszłam otworzyć. Za drzwiami stała podniecona Gwen.
Wlazła na chama, i zaczęła pić tymbarka którego położyłam na komodzie. Mój ulubiony tymbark! Cytryna mięta! Z pociechą przyszła mi myśl, że jak skończy pić, skrócę jeszcze bardziej, bo o głowę. i tak niewysoką Gwen.

-Hejka! Masz laptop? - spytała. Jezu, czym ona się tak podnieca. Ona też ma laptop, nic wielkiego.
-Mam, owszem... a co? - zaciekawiłam się.
-Pokażę ci! - pobiegła na górę. Gdy weszłam do mojego pokoju zobaczyłam że siedzi na twitterze.
-Popatrz! - przybliżyła monitor do mojej twarzy.
Był to tweet One Direction. Coś o koncercie w Londynie. Chwila... W LONDYNIE?!
-W LONDYNIE?! - wrzasnęłam plując na monitor.
-Tak, w Londynie - powiedziała Gwen ocierając policzek z moją śliną. - Wiem że my też wtedy tam będziemy, ale to nie powód żeby na mnie pluć.
-W LONDYNIE!! - darłam się w niebogłosy i zaczęłam biegać po pokoju. Nagle się zatrzymałam. - Ej. Ale to jest pojutrze.
-Wiem o tym...
-To bilety już wykupione! Niee! - ległam na dywaniku nieruchomo.
-Ale masz taką zajebistą przyjaciółkę która załatwiła bilety - powiedziała Gwen udając fochniętą. - ale skoro ty ją wolisz pluć...
Nagle nastąpił huk i czerwonowłosa legła na ziemi. To ja, poruszona tą wiadomością rzuciłam się na Gwen w efekcie zrzucając ją na dywanik.

* * *

Wstałyśmy około 4. Lot był o 10. Zjadłam skromne śniadanie (jajecznica) i poszłam do pokoju. Już miałam nacisnąć klamkę, kiedy ktoś zaatakował mnie od tyłu. Dostałam w twarz szelką stanika.
Podobno złamałam Gwen grzebień.

* * *

Taksówkarz chyba był zadowolony jak wysiadłyśmy z taksówki, jednak i tak patrzył na nas jak na wariatki. Cóż, nie jego, ani też nie naszą winą jest to że akurat w radiu leciała piosenka Kiss You. Oczywiście zaczęłyśmy śpiewać. A raczej drzeć się i fałszować. Biedny taksówkarz.
Na lotnisku był tłok, a na tablicy napis ,,Londyn" przesuwał się na coraz wyższą pozycję. Nagle wielki biały samolot podleciał. Gwen upadłaby, gdyby nie barierka. Wsiadłyśmy do samolotu i słuchałyśmy piosenek One Direction. Na szczęście tym razem nie naszła nas dzika myśl o śpiewaniu. Chociaż z drugiej strony nie wyrzuciliby nas w powietrzu.
Wysiadłyśmy po paru godzinach lotu. Z 9cioma walizkami (łącznie) wpakowałyśmy się do taksówki i podałam adres.

Miałyśmy mieszkać w domu który należał do moich rodziców. Taksówka zatrzymała się.
-To był numer 69 (xD przyp.aut)? - spytał taksówkarz.
-Tak - powiedziałam.
-No to jesteśmy na miejscu.
Z bagażnika wyciągnęłyśmy nasze 9 walizek. Taksówkarz odjechał a my odwróciłyśmy się w stronę budynku.
Naszym oczom ukazał się taki zajebisty domek.
-OMG... To jest... - zachwycała się Gwen.
-Zajebiste... - dokończyłam i holując 9 walizek naraz podeszłyśmy do drzwi. Z trudem przekręciłam klucz. Zostawiłyśmy walizki i zwiedzałyśmy dom. Naszym oczom ukazywały się taka kuchnia, taka łazienka, taki salonik, mój pokój i pokój Gwen (po co nam po dwa łóżka nie wiem, nie wnikajmy).
Zachwycałyśmy się domem pół godziny. Potem wypakowałyśmy ciuchy. Nagle Gwen wpadła do mojego pokoju:

-NIE MAM SIĘ W CO UBRAĆ!
-To co wlokłaś w tych pięciu walizkach? - spytałam.
-Foch! Na koncert muszę kupić coś nowego. Nie pójdę w tych szmatach! Kiedy pójdziemy do sklepu... - zrobiła oczka.
-Dzisiaj... a kiedy indziej? Koncert jest jutro. Widzisz inną możliwość?
-O kocham cię! Kocham kocham kocham kocham kocham! Jesteś zjebista! - krzyczała. -Super. To ja się przebiorę i lecimy. Kocham cię! - i poszła do pokoju.
___________________________________________________________________________________

Ten prolog jest guuuuuupiii i duuuupnyyyy.
Mój aszk http://ask.fm/roszak8