Nieraz zastanawiałam się czy tylko ja mam tak, że w dni robocze nie mogę wstać na 8 by zdążyć do szkoły a w weekend wstaje o 6. W wakacje wstaje o 8 by zdążyć na ,,Malanowskiego i partnerów".
Tym razem wstałam o 10. Uznałam że nie ma sensu oglądać ostatnich 40 minut Malanowskiego, zatem wyciągnęłam walizkę i zaczęłam pakować ciuchy.
Niedobrze mi się robiło na myśl że już jutro lecę do Londynu. Zawsze bałam się samolotów, kiedy to miałam może 4 lata, mama dawała mi do jedzenia ohydną papkę. Nie chciałam jeść, więc mama mówiła: Leci samolocik! a łyżeczką udając samolocik trafiała do mych ust. Jako że papka była niedobra, zwróciłam ją. Od tamtej pory samolot kojarzy mi się z wymiotami. Wiem, dziwne.
Pocieszałam się myślą że nie lecę sama, lecz z moją najlepszą przyjaciółką od przedszkola Gwendolyn. W razie czego narzygam na nią.
Cztery, z trudem domykające się walizki położyłam obok drzwi. Za godzinę miała przyjść do mnie Gwen. Wiedziałam jednak że zawsze przychodzi wcześniej. Rzeczywiście, zjawiła się za 10 minut.
Gwendolyn miała u mnie przenocować, a potem pojechać na lotnisko i do Londynu.
Słysząc dzwonek do drzwi odłożyłam kosmetyczkę i poszłam otworzyć. Za drzwiami stała podniecona Gwen.
Wlazła na chama, i zaczęła pić tymbarka którego położyłam na komodzie. Mój ulubiony tymbark! Cytryna mięta! Z pociechą przyszła mi myśl, że jak skończy pić, skrócę jeszcze bardziej, bo o głowę. i tak niewysoką Gwen.
-Hejka! Masz laptop? - spytała. Jezu, czym ona się tak podnieca. Ona też ma laptop, nic wielkiego.
-Mam, owszem... a co? - zaciekawiłam się.
-Pokażę ci! - pobiegła na górę. Gdy weszłam do mojego pokoju zobaczyłam że siedzi na twitterze.
-Popatrz! - przybliżyła monitor do mojej twarzy.
Był to tweet One Direction. Coś o koncercie w Londynie. Chwila... W LONDYNIE?!
-W LONDYNIE?! - wrzasnęłam plując na monitor.
-Tak, w Londynie - powiedziała Gwen ocierając policzek z moją śliną. - Wiem że my też wtedy tam będziemy, ale to nie powód żeby na mnie pluć.
-W LONDYNIE!! - darłam się w niebogłosy i zaczęłam biegać po pokoju. Nagle się zatrzymałam. - Ej. Ale to jest pojutrze.
-Wiem o tym...
-To bilety już wykupione! Niee! - ległam na dywaniku nieruchomo.
-Ale masz taką zajebistą przyjaciółkę która załatwiła bilety - powiedziała Gwen udając fochniętą. - ale skoro ty ją wolisz pluć...
Nagle nastąpił huk i czerwonowłosa legła na ziemi. To ja, poruszona tą wiadomością rzuciłam się na Gwen w efekcie zrzucając ją na dywanik.
* * *
Wstałyśmy około 4. Lot był o 10. Zjadłam skromne śniadanie (jajecznica) i poszłam do pokoju. Już miałam nacisnąć klamkę, kiedy ktoś zaatakował mnie od tyłu. Dostałam w twarz szelką stanika.
Podobno złamałam Gwen grzebień.
* * *
Taksówkarz chyba był zadowolony jak wysiadłyśmy z taksówki, jednak i tak patrzył na nas jak na wariatki. Cóż, nie jego, ani też nie naszą winą jest to że akurat w radiu leciała piosenka Kiss You. Oczywiście zaczęłyśmy śpiewać. A raczej drzeć się i fałszować. Biedny taksówkarz.
Na lotnisku był tłok, a na tablicy napis ,,Londyn" przesuwał się na coraz wyższą pozycję. Nagle wielki biały samolot podleciał. Gwen upadłaby, gdyby nie barierka. Wsiadłyśmy do samolotu i słuchałyśmy piosenek One Direction. Na szczęście tym razem nie naszła nas dzika myśl o śpiewaniu. Chociaż z drugiej strony nie wyrzuciliby nas w powietrzu.
Wysiadłyśmy po paru godzinach lotu. Z 9cioma walizkami (łącznie) wpakowałyśmy się do taksówki i podałam adres.
Miałyśmy mieszkać w domu który należał do moich rodziców. Taksówka zatrzymała się.
-To był numer 69 (xD przyp.aut)? - spytał taksówkarz.
-Tak - powiedziałam.
-No to jesteśmy na miejscu.
Z bagażnika wyciągnęłyśmy nasze 9 walizek. Taksówkarz odjechał a my odwróciłyśmy się w stronę budynku.
Naszym oczom ukazał się taki zajebisty domek.
-OMG... To jest... - zachwycała się Gwen.
-Zajebiste... - dokończyłam i holując 9 walizek naraz podeszłyśmy do drzwi. Z trudem przekręciłam klucz. Zostawiłyśmy walizki i zwiedzałyśmy dom. Naszym oczom ukazywały się taka kuchnia, taka łazienka, taki salonik, mój pokój i pokój Gwen (po co nam po dwa łóżka nie wiem, nie wnikajmy).
Zachwycałyśmy się domem pół godziny. Potem wypakowałyśmy ciuchy. Nagle Gwen wpadła do mojego pokoju:
-NIE MAM SIĘ W CO UBRAĆ!
-To co wlokłaś w tych pięciu walizkach? - spytałam.
-Foch! Na koncert muszę kupić coś nowego. Nie pójdę w tych szmatach! Kiedy pójdziemy do sklepu... - zrobiła oczka.
-Dzisiaj... a kiedy indziej? Koncert jest jutro. Widzisz inną możliwość?
-O kocham cię! Kocham kocham kocham kocham kocham! Jesteś zjebista! - krzyczała. -Super. To ja się przebiorę i lecimy. Kocham cię! - i poszła do pokoju.
___________________________________________________________________________________
Ten prolog jest guuuuuupiii i duuuupnyyyy.
Mój aszk http://ask.fm/roszak8
Świetny :D Zaintrygowała mnie postać Gwen :P Informuj o nowych w zakładce SPAM:
OdpowiedzUsuńmoja-szalona-wyobraznia.blogspot.com
Zaaajeeeeeebiiiiistyyyy :*
OdpowiedzUsuńKilka razy dostałam ataku śmiechu, np. Przy numerze domu, i tej szelce od stanika :*
Pozdrooo :*
Magg :*